Patrząc z daleka, z drogi pomyśleliśmy w pierwszej chwili, że to stado koni. Ale od razu do głowy przychodzi rozsądna myśl, że przecież nikt tutaj nie hoduje takiego dużego stada, a do tego wszystkie są… brązowe. Jednak dziwne. Krzyknęłam więc do Wojtka: – Żubry! Zawróciliśmy, żeby się lepiej przyjrzeć, jechaliśmy powoli. Domniemane żubry były dość daleko od drogi, właściwie to widać było tylko brązowe plamy na horyzoncie, między polami i lasem. – Może to bele siana? – to też przyszło nam do głowy. Ot, taka iluzja, fatamorgana. Bardzo chcesz, żeby to było stado żubrów, to i bele siana się nadadzą, wystarczy odrobina wyobraźni.

Chociaż żubry w naszej okolicy to przecież nic nowego. Stado, które porusza się w wiejskim trójkącie między Czechami Orlańskimi, Jelonką i Grabowcem cieszy się niemałą sławą. Południowe krańce Puszczy Białowieskiej z wyjściem na pola, łąki i zasobem wody w postaci naszej rzeki Orlanki to wymarzone siedlisko dla tych największych europejskich ssaków lądowych.

Wróciliśmy do domu po aparat, podjechaliśmy ścieżkami, o których wiedzą tylko miejscowi, w tym także o tym, że niektóre ich fragmenty są zupełnie nieprzejezdne dla auta osobowego. Dlatego nie można przesadzić i zbyt blisko podjechać do żubrów. To w ogóle najważniejsze w kontakcie z każdymi zwierzętami – odpowiedni dystans. A żubry są ogromne, szybko biegają i wysoko skaczą. Z natury są zwierzętami łagodnymi, ale jak każde inne zwierzęta, kiedy poczują się zagrożone, mogą zareagować w nieoczekiwany sposób. Lepiej zawsze mieć opracowany sprawny plan ucieczki 😉

Żubry całe szczęście na nas poczekały, udało się złapać promienie zachodzącego słońca i zrobić zdjęcia. Zawsze, kiedy pojawia się intruz, czyli człowiek, byki, czyli samce, otaczają stado flanką i obserwują uważnie. Tobie wydaje się, że obserwujesz żubry, ale tak naprawdę, to one obserwują ciebie. Jeśli są lekko podirytowane obecnością człowieka, to przemieszczają się w inne miejsce. Najlepiej uszanować ten sygnał i dać im spokój. Tych kilka zdjęć spokojnie wystarczy, przecież się jeszcze zobaczymy.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *